Zielone Karty przyznane! Czas rozpocząć przygotowania do wyjazdu, emigracja zbliża się wielkimi krokami.. Od momentu rozmowy z konsulem w ambasadzie Stanów Zjednoczonych, mamy 6 miesięcy na opuszczenie kraju, które w naszym przypadku mijają 19 stycznia. A mówiąc już bardzo precyzyjnie czas ten liczy się od momentu wykonanych badań lekarskich. Tak tak, wcześniej musiliśmy wykonać cały zestaw badań, który kosztował nas ładną sumkę pieniędzy. W Polsce wyznaczone są tylko dwa miejsca, w których takie badania się wykonuje. Jedno z nich znajduje się w Warszawie, drugie w Krakowie.
Do momentu przyznania wiz nie robiliśmy jakichkowiek ruchów i nie czyniliśmy żadnych przygotowań, po prostu czekaliśmy spokojnie na dzień rozmowy. Kiedy zielone karty zostały nam przyznane, zaczęliśmy się zastanawiać jaki byłby optymalny czas wyjazdu i pytanie numer dwa: do jakiego stanu mamy jechać. USA to olbrzymi kraj, niemalże kontynent, a my nie mamy tam nikogo, rodziny, przyjciół… Nikogo kto mógły nam na początku drogi chociaż trochę pomóc, wprowadzić w zaczarowany, amerykański kraj. Byliśmy zdani sami na siebie.
Emigracja, czyli o szpilkach w tyłku słów kilka
Postanowiliśmy, że jak mamy cokowiek w naszym życiu zmieniać, zostawiać nasze fajne miejsce w Polsce, naszych przyjaciół i rodziny to ruszamy gdzieś gdzie jest ciepło i blisko do Ameryki Południowej. Po selekcji, do wyboru zostały nam dwa miejsca Kalifornia i Floryda. Ile my się naoglądaliśmy filmów na 'Yutubach’, ile przeczytaliśmy blogów. Gdzie lepiej, gdzie fajniej, gdzie dobrze się zarabia, gdzie taniej się żyje… O matko, oszaleć można było od tego nawału informacji i złotych rad. Ostatecznie przeważyła pogoda 🙂 Nie lubimy jak jest mega gorąco, wilgotno i wietrznie, więc automatycznie wybór padł na Kalifornię. Uff kierunek emigracji już mamy, połowa sukcesu za nami.
My, ludzie ceniący sobie wolność, brak systemu, pchamy sie do Ameryki, w głowę się stukali co niektórzy nasi znajomi. W sumie to my też w chwiach zwątpienia pukaliśmy sie po głowach, ale raz się żyje, a “stabilizacja motylka to szpilka”. My motylkami ze szpilką w zadzie nie bardzo chcieliśmy być, więc grzecznie dziękowaliśmy za takie rady i robiliśmy swoje.
Miejsce wybraliśmy, teraz trzeba się było zastanowić gdzie w tej całej Kalifornii się zatrzymać, gdzie, jak normali ludzie, rozpocząć pracę, dać dzieci do szkoły. „Bo przecież dzieci muszą się uczyć.” Tak to życzliwi ludzie wciąż nam powtarzali, martwiąc się o edukację naszych chłopaków bardziej niż my sami. Dobrze, dobrze dzieci będą się uczyć w swoim czasie i na naszych zasadach. A dużo więcej nauczą się kosztując świata, niż ogladając mury szkolne. Na wszystko przyjdzie pora. Znowu grzecznie dziękowaliśmy za sugestie i robiliśmy swoje.
Jak zabieramy nasz samochód do USA i wysyłamy mienie przesiedleńcze
No właśnie zapragnęliśmy zabrać nasz dom na kółkach, żeby najpierw zobaczyć Kalifornię, pożyć naszym vanlifowym życiem, które tak bardzo kochamy. I tutaj zaczęły się schody. Według prawa nie byliśmy już turystami, ale jeszcze nie rezydentami. A skoro nie turyści to nie możemy wwozić sobie samochodu ot tak do USA. Szybko przeszło nam nasze pragnienie i odechciało nam się wsadzać samochód w kontener, jak zobaczyliśmy jaką sumę musimy zapłacić. Tzn. precyzując, odechciało nam się tyle placić, ale smak na vanlife został. Szybko wykombinowliśmy sobie plan B i zaczęliśmy rozgladać się za kupnem nowego domu na kółkach w USA.
Załatwianie przewozu samochodu w Polsce przeciagało sie strasznie długo, a my byliśmy w stanie zawieszenia. Dzieci grzecznie chodziły do szkoły, a my czekaliśmy na wycenę transportu samochodu. Nie moglismy kupić biletów na samolot ani wysłać mienia, bo wszystko zależało od tej nieszczęsnej wyceny. I dupa, jak pisałam wyżej, cena nas powaliła. Nie tracąc czasu zapakowaliśmy najpotrzebniejsze rzeczy, głównie graty potrzebne do wykonania nowego domu do życia tam na miejscu i wyslaliśmy je w świat. Żeby nie było, tym razem znowu nie obyło sie bez przygody. Bylismy przekonani, że nasze rzeczy grzecznie płyną, a my zgodnie z planem odbierzemy je w Los Angeles. Tymczasem okazało się, że stoją i czekają bóg wie na co jeszcze w Polsce (pisząc ten wpis jeszcze nasze mienie nie dotarło do nas do USA, a minęły już ponad 2 miesiące). No i znowu dupa, plan B poszedł w zapomnienie. Bilety lotnicze kupione, tak czy inaczej lecimy. Będziemy na miejscu się zastanawiać co dalej robić.
Bilety kupiliśmy w liniach lotniczych Lot, ponieważ mają bezpośredni przelot z Warszawy do Los Angeles, a na pierwszy raz nie bardzo chciało nam sie bawić w przesiadki. Wybierając taką opcję, po 11 godzinach lotu byliśmy w innej rzeczywistości.
No, a teraz temat szkoły, edukacji tych naszych małych hipisów. Dzieciaki chodziły do szkoły państwowej do ostatniej chwili, a nastepnie przeszły na nauczanie domowe. Taki system nauki mamy już ogarniety i przetestowany, wiemy że w naszym przypadku sprawdza się super. W USA dzieciaki pójdą do szkoły, ale kiedy to nastąpi, nie mamy pojęcia. Póki co chcemy zaprzyjażnić się z nowym miejscem i wtedy podejmiemy stosowne kroki. Poznaliśmy tyle szczęśliwych dzieciaków na nauczaniu domowym i tyle wspaniałych rodziców tychże dzieci, że gdyby nie to, że bardzo zależy nam na nauce języka zostawilbyśmy to tak, jak jest. A gdzie chłopcy wchłoną lepiej język niż przebwając z rówieśnikami? Tak więc temat szkoły wróci na bloga.