Samochód marzeń, moja subiektywna ocena.
Podobno 'de gustibus non est disputandum’, ale ja jednak podejmę temat, który nurtuje mnie o wielu lat i dotyka sfery nie tylko motoryzacyjnej, lecz również zahacza o takie hasła jak reklama, podatność na sugestię, manipulacja, propaganda. Te wszystkie aspekty są obecne podczas kupowania samochodu.
Przeglądam dość regularnie strony związane z motoryzacją, grupy na Facebooku, słucham opinii znajomych na temat samochodów no i oczywiście liczę pieniądze, koszty ekspolatacji, koszty części i na tej podstawie jestem w stanie wywnioskować, jaki samochód dla mnie jest najlepszy. Dziwi mnie jednak, że tylko ja dochodzę do takich wniosków, podczas gdy reszta ludzi, niczym stado owiec (chciałem uniknąć słowa baranów), ma totalnie odmienną opinię? Albo ja jestem nienormalny, albo ludzie…
W Polsce królują samochody totalnie nieciekawe, nie zwiększające poziomu adrenaliny, ze słabymi osiągami, niską trwałością i nieekologiczne. W dodatku najczęściej są małe i niewygodne.
Właśnie zaparkowałem sobie obok jakiegoś smutnego Fiata Doblo i piszę ten artykuł. Patrzę tak na ten samochód i co ja widzę… Środek totalnie nieprzytulny, goła blacha jedynie w paru miejscach wyłożona PLASTIKOWYMI panelami. Nie z weluru czy nawet jakiejkolwiek szmaty, ale z plastiku. Fotele mają kształt krzesel i pewnie tak samo wygodnie się na nich siedzi. Pod maską pewnie jakiś silnik od kosiarki 1,9 diesel. O zgrozo widziałem też modele z silnikiem 1.3!!! Tak duży silnik zasili pewnie wycieraczki, albo skutecznie opuści szybę, ale czy napędzi samochód? Wątpię, aby odczuło się przyspieszone bicie serca podczas słuchania jak malutki dizelek jęczy i charcze jak zarzynany świniak. Oczywiście w pakiecie dostaje się legendarną, czyli zerową, jakość Fiata, legendarną elegancję, ergonomię i styl. Ta bezsensowna kupa złomu kosztuje od prawie 10 tysięcy złotych za jakieś stare egzemplarze, do ponad 60 tysięcy za najnowsze roczniki… Sześć-dzie-siąt-ty-się-cy biletów Narodowego Banku Polskiego… za Fiata. Ten pojazd nie ma nawet automatycznej skrzyni biegów. Przy okazji wspomnę, że za 14 tysięcy można mieć Hondę Odyssey a za około 30 tysięcy wkracza się w budżet stosowny dla Toyoty Sienna. Obydwa te samochody to prawdziwe vany rodzinne, mają wszystko. Nie będę pisał szczegółów, po prostu mają wszystko i dają przyjemność z jazdy.
Rozglądam się nadal po parkingu, na którym jestem i widzę smutny obraz polskich gustów motoryzacyjnych… Jakieś nędzne Seaty, Golfy, Fiat Panda, Peugeoty mikrusy, Citroeny mające niewiele wspólnego z pięknymi cytrynami z lat 80-tych. No i oczywiście królowe bezesnsu i aseksualności… Skody. Podobno najlepiej sprzedający się samochód w Polsce.
Przecieram oczy ze zdumienia. Wszystko malutkie diesle, wszystko toporne. Owszem, stoją też ładne Mercedesy, luksusowe Audi, Lexusy czy BMW, ale ja staram się operować w kategorii samochodów użytkowych, rodzinnych a nie limuzyn. Więc w segmencie 'family car’ panuje żałoba, kryzys, depresja, bessa, stan wojenny, godzina policyjna, totalna załamka. Przechadzając się pomiędzy tymi samochodami czuję, że mógłbym założyć spodnie rurki w najmniejszym z możliwych rozmiarów… bo aż tak mi żal dupę ściska.
Skoro ja tak marudzę, to jaki powinien być, według mnie, dobry samochód?
- Mocny silnik, z dużym zapasem mocy. Najlepiej cokolwiek z sześcioma lub ośmioma cylindrami. Mam samochód z sześcioma cylindrami w układzie rzędowym i prowadzi się pięknie, silnik mruczy nawet na wysokich obrotach. Miałem kiedyś samochód z silnikiem V6 i jego praca, jak też odczucia dźwiękowe były idealne. Do niedawna miałem Hondę Shuttle (http://dreamroad.pl/honda.htm) z silnikiem dość małym (2.2) i niestety z czterema cylindrami. Samochód totalnie niezawodny, silnik niezawodny ale niestety emocji w tym nie było. Jak wciskałem gaz do dechy to wydobywał się jęk typowy dla silników czterocylindrowych no i niestety moc taka sobie (chyba tylko 130KM). Teraz mam minivana znów z silnikiem V6 i odczucia z jazdy są zupełnie inne. Ja i Aneta lubimy cisnąć gaz do dechy podczas startu spod świateł i w przypadku Hondy szybko odpuszczaliśmy, bo jęczała w bólach, a obecnie trzymamy pedał w podłodze cały czas, bo przyjemnie się słucha bulgotu pomimo tego, że silnik ma zaledwie 3 litry pojemności. Niestety większość ludzi wybiera silniki czterocylindrowe, bo takie się reklamuje, takie się ludziom wciska. Szkoda, bo to okropny rodzaj silnika.
. - Automatyczna skrzynia biegów. Zupełnie nie rozumiem polskiej manii na posiadanie samochodów w manualu. Ręczna zmiana biegów potrzebna jest Kubicy albo Hamiltonowi ale chyba nie matce wiozącej dzieci do szkoły, czy kierowcy rozwożącemu towar do kiosków? Wiem, że aby dobrze driftować to trzeba przed zakrętem zrobić gwałtowną redukcję, żeby przenieść środek ciężkości do przodu, wiem, że aby dobrze się ścigać na 1/4 mili trzeba precyzyjnie zmieniać biegi, no ale do diabła ja nie piszę o samochodach sportowych! Jeszcze gorzej ma się rynek samochodów dostawczych. One są przeznaczone do pracy, więc powinny być wyposażone tak, aby tę pracę ułatwiać. Po co kurierowi machanie kijem od biegów przez 10 godzin dziennie? Po co dostawca warzyw ma cisnąć pedał sprzęgła kilka tysięcy razy w tygodniu? Porównajmy teraz samochody do elektronarzędzi: te z marketów są toporne w użyciu bo są dla amatora. Te dla profesjonalisty są wygodne w użyciu, mają udogodnienia bo są do użytku komercyjnego. Niestety z dostawczakami jest na odwrót: kierowców zawodowych się katuje tanim, marketowym, amatorskim gównem w stylu Ducato. Oczywiście w manualu. Zalet skrzyń automatycznych jest bardzo wiele, gdyż zapewniają komfort i przyjemność z jazdy, a jednocześnie (przy regularnych zmianach oleju) są niezniszczalne. Nie da się spalić sprzęgła, bo go nie ma. Również zwiększa się żywotność innych elementów układu napędowego (półosie, przeguby, krzyżaki), gdyż moc z silnika przekazywana jest bardziej płynnie.Ostatnio jest też niezdrowa moda na prześciganie się w ilości biegów. Kiedyś samochody miały cztery biegi, potem pięć, a obecnie skrzynie manualne mają sześć biegów. Niestety nie wydłużył się za bardzo zakres przełożeń w skrzyni: ostatnio kierowałem Volkswagenem Crafterem z pięciobiegową skrzynią manualną. Cóż to był za koszmar. Nie dość, że musiałem machać dźwignią jak operator koparki, to jeszcze biegi były bardzo krótkie. Jedynka starczała do 15km/h, dwójka gdzieś tak do 30km/h, trójka do 40km/h, czwórka do około 55km/h, piątka do 70km/h i potem już szóstka… Oczywiście przekraczając 100km/h ten mały i nędzny dieselek wył jak głupi bo już mu biegów i mocy brakowało. Silnik z Craftera jest tak nędzny, że ma moc tylko w zakresie 2000-3000 obrotów. Poniżej tej wartości jest totalnie zamulony, a powyżej już się dusi. Z wielką nostalgią wspominam swojego Nissana z 1990r, gdzie wrzucałem jedynkę i jechałem na niej do 20km/h, potem trójkę i jechałem do 50km/h a potem piątkę i wciskałem gaz do dechy… Tak mniej więcej dało się nim jechać do 180km/h a był to stary model Terrano. Ciężki i pordzewiały. Na upartego można było pociągnąć na jedynce do 50km/h a potem od razu piątkę. Silnik miał moc i elastyczność pozwalającą na normalną jazdę na każdych obrotach i na każdym biegu. Teraz tego nie ma i nie wiem dlaczego. To chyba syndrom ptaszka w klatce, który nigdy nie zaznał wolności, więc uważa, że stan obecny to normalność. Oglądaliście film Truman Show? To historia o Was. 🙂 Producenci przyzwyczajają nas (w sumie Was) do tego, że oni robią coraz gorsze produkty, o coraz krótszym życiu a Wy to kupujecie bo jesteście zaślepieni durnymi funkcjami (bluetooth, asystenci, światełka, podnoszone klapy bagażnika itd.) odwracającymi uwagę od ogólnej tandety. Obecnie rodzą się nam dzieci, takie ptaszki w klatce, dla których normą jest to, że samochód ciągle ma jakieś 'errory’ i jedzie się z nim do serwisu. Normą jest to, że telefony starczają na dwa lata. Normą jest to, że podwórka świecą pustkami a na trzepakach nikt nie siedzi.
. - Przestronne wnętrze. Niestety obecne samochody nadal nie oferują w środku żadnej przestronności. Jest tyle różnych modeli, każdy z zewnątrz napompowany, każdy ma groźne duże reflektory, grube słupki i małe okna jak Yellow Submarine. Niestety w środku są to mysie jamy. Ja mam 186cm, więc jestem wysoki, ale nie jestem koszykarzem i mimo wszystko jak siedzę jako pasażer to głowę mam prawie w podsufitce, kolanami dotykam do schowka pasażera, łokieć dawno na szybie, stopy już na samym końcu podłogi. Kiedyś jechałem jakąś Skodą jako pasażer blablacara i było tam tak ciasno w środku, że czułem się nieswojo będąc obok kierującej kobiety. Dźwignia od zmiany (tych cholernych) biegów była tak blisko mnie, że ze strachem patrzyłem jak ręce tej umęczonej kobiety prawie mnie dotykają. Koszmarne przeżycie. Jeszcze kilka lat wcześniej przejeżdżałem obok salonu Skody (300m od mojego domu) i postanowiłem wsiąść do modelu Roomster. Nazwa pochodzi od słowa 'roomy’, czyli przestronny, duży. Brzmi optymistycznie, nieprawdaż? A więc Skoda Roomster jest tak napompowana z zewnątrz, że byłem pewien, że pomiędzy fotelami z przodu zmieści się spora torba, skrzynia na narzędzia lub sześciopak mineralnej, a tymczasem w środku jest to zwykłe Cinquecento: ciasno, tanio, fotel obok fotela… Po co robić dwa fotele? Równie dobrze mogli posadzić jeden na środku. Przynajmniej byłoby nawiązanie do Mclarena F1. To się nazywa wciskanie ciemnoty ludziom.
. - Jakość wykonania. Niestety obecnie trudno mówić o jakiejkolwiek poprawie jakości, bo producenci zamiast zmienić procesy produkcyjne, wolą wciskać klientom elektroniczne gadżety, czujniki i inne świecidełka. A może by tak robić wahacze z aluminium, żeby zmniejszyć masę nieresorowaną i zwiększyć ekologię? A może by tak w standardzie dawać felgi aluminiowe, które są trwalsze od stalowych i przy okazji zmniejszają spalanie? A może by tak dawać większe silniki, które starczają na dłużej, mają moc i dają radość? A może by tak przestać wmawiać ludziom, że istnieje takie coś jak 'ekologiczny diesel’? To są dwa słowa, które nie powinny znajdować się w jednym zdaniu, bo wzajemnie się wykluczają. Można też zrezygnować z montowania debilnej elektroniki i w tej samej cenie zrobić stelaże do wszystkich foteli z aluminium? Wiecie jak ciężkie są fabryczne fotele? Całość chyba ze 150kg waży. Mógłbym wymieniać tak cały dzień. Być może jestem szczęściarzem, ale wszystkie moje stare styrane samochody są totalnie bezawaryjne. Poprzez bezawaryjność rozumiem to, że po kupnie wymieniam parę dupereli i potem mam spokój na 5-7 lat. Taki totalny spokój polegający na tym, że jak chcę jechać samochodem na drugi koniec Europy to przekręcam kluczyk i jadę. Każdego dnia o dowolnej porze, bez zaglądania pod maskę i upewniania się, czy na serio mogę.
. - Estetyka, design. Kwestia wyglądu samochodów jest sprawą bardzo subiektywną, ale jednak jest parę trendów, które są dla mnie nie do pojęcia. Po pierwsze nie rozumiem dlaczego w dobie świateł LED, które są z natury bardzo małe, robi się reflektory na pół maski i pół błotnika, z czego 90% reflektora to jakiś plastik a część świecąca to 10% z przodu. Gdyby odpuścić sobie reflektory aż po lusterka, to pod maską by się zmieścił może większy silnik i dawał więcej radości? Podobnie ma się sprawa klapy bagażnika. Lampy z tyłu są tak napompowane, że niedługo nie da się włożyć plecaka, bo otwór jest tak mały. Sprawę pogarszają tylne słupki dachu, które są tak grube, że widoczność jest jak w czołgu. To tylko taki wyrywkowy przykład obecnych trendów w projektowaniu samochodów, natomiast całość można określić jako 'samochody, które udają, że są groźne’. Bierzemy pod lupę jakąś Toyotę Yaris, Nissana Micrę czy jakiegoś tam innego Seata Leona i one wszystkie wyglądają groźnie… Miejskie popierdółki z silnikami od kosiarek pod maską i kółkami od hulajnogi, ale mordkę mają groźną. Bierzemy pod lupę Ducato, Iveco, Craftera, czyli samochody do wożenia warzyw i kartonów, a tymczasem udają one groźne maszyny z silnikami HEMI V8. Jednak koła cienkie jak noże do pizzy a pod maską nędzne, awaryjne diesle i to w dodatku z czterema tłokami. Wszystkie SUVy, zamiast wyglądać jak potężne twierdze na kółkach, wyglądają jak wyślizgane mydła z więziennej łaźni. A najbardziej mi szkoda firmy Daewoo, która stworzyła taką mydelnicę ponad 20 lat temu i nazwała ją Lanos. Dwie dekady później identyczny design został bezczelnie zerżnięty przez Porsche i nazwany Cayenne. Około 25 lat temu Fiat Ducato wyglądał jak dostawczak, Ford Fiesta ważył tyle co worek ziemniaków bo był lekkim, miejskim samochodem, a Porsche 911 wyglądało jak samochód sportowy. Obecnie wszystkie pojazdy się niewiele różnią od siebie… Współczesny świat nie napawa mnie optymizmem.Zapewne po przeczytaniu tego długiego artykułu kiełkuje Wam w głowach szydercze pytanie: ciekawe czym ten mądrala jeździ?
No i proszę bardzo. Miesiąc temu kupiłem kolejny samochód na 5-7 lat. Tym razem jest to Mercury Villager. Model totalnie nieznany, ale jest to tak naprawdę zakamuflowany Nissan Quest. Szerokość w środku 140cm. Długość od przednich foteli do tylnej szyby coś około 2m. Wchodzą do niego trzymetrowe rury, deski czy karnisze. Fotele tak miękkie i wygodne, że można bez problemu usnąć podczas jazdy. Klima nawet działa i ładnie chłodzi. Z tyłu i z przodu bardzo dużo miejsca. Każdy fotel z podłokietnikiem, trzymadełka na napoje, automatyczna czterobiegowa skrzynia, silnik benzynowy 3.0L. Od zera do setki zbiera się bardzo żwawo. Ma sporo mocy. Bardzo cichy przy 120km/h. W mieście spala mi 14-15 litrów LPG, a w trasie (100-120km/h) spala około 10-11 litrów LPG. Wiem, że gdybym jechał nie więcej niż 100km/h to bym jeszcze zaoszczędził. Tak czy inaczej każde przejechane 100km to około 30zł, czyli bardzo mało. Nikt go nie ukradnie i nie martwię się gdy go porysuję, ponieważ… kupiłem go za 3000zł.
No i pytanie na koniec. Dlaczego mając wybór tak wielu fajnych samochodów, decydujecie się na zakup popierdółek, jakościowych bubli? Samochód ma być jak idealna kobieta, czyli ma dawać radość na każdym polu. Czy w życiu też godzicie się na brzydkie, niefunkcjonalne kobiety, ale za to oszczędne?
Jest przecież tyle fajnych samochodów…
Chcecie pickupa, to kupcie Toyotę Tacomę, Toyotę Tundrę, Nissan Titan, Dodge Ram, Ford F150 lub starą Toyotę Hilux. Kupno Nissana Navary nie da takiej frajdy. Kupno Mitsubishi L200 też raczej nie przyspieszy bicia serca.
Chcecie SUVa to może lepiej kupcie Toyotę Sequoię, Cadillaca Escalade. Z pewnością zawiozą Was dalej i fajniej niż Audi Q7 czy BMW X5. No i o wiele taniej.
Chcecie terenówkę to kupcie Land Cruisera, Defendera, starego Patrola, nawet starego Jeepa. Jest też Pajero, Yukon, Suburban, 4Runner, Blazer, Explorer, Excursion… Nie, Nissan QashQai, to nie terenówka.
Chcecie samochód sportowy to kupcie Corvette, Mercedesa SL500, Porsche 911. Nie, Golf nie jest samochodem sportowym, tylko małym rodzinnym. Seat Leon też jest małym rodzinnym samochodzikiem. Nawet napęd mają na rodzinną oś. Oś sportowa jest z tyłu.
Chcecie samochód miejski to nic nie pobije starej Fiesty albo Pandy z lat 80tych. Płacisz 600zł i masz samochód miejski, który jest niezawodny, o wiele bardziej ekologiczny od obecnych (benzyna+LPG to świeże powietrze w porównaniu z dieslem). Nie szkoda go zarysować, można cofać na słuch, można przepychać się zderzakiem. Jak się zepsuje to się go zostawia tam gdzie się zepsuł.
Życie jest zbyt krótkie aby marnować czas i pieniądze na kupno nowych, drogich i zawodnych produktów. Niech inni sobie życie marnują.