Przełęcz Ilogara. Szutrem na szczyt

Przełęcz Llogara w Albanii pokonujemy już od kilku ładnych lat.  Miejsce to z biegiem czasu przystosowuje się pod turystę, ale niezmiennie zachwyca. Od tego miejsca rozpoczyna się albańska riwiera, gdzie kiedyś było dziko, dzisiaj wkrada się komercja. OK, ale nie o komercji miało być tylko o przyrodzie, jej urokach i górach, które nas czarowały. Może na początek napiszę kilka słów o samej przełęczy. Zapraszam też do obejrzenia filmu z wjazdu na szczyt, link na VLOGu.

przełęcz Ilogara albania

Przełęcz Llogara

Z miejscowości Vlore, aż do Sarande na południu Albanii, biegnie jedna droga i jej charakterystycznym początkiem jest właśnie przełęcz Llogara. Przygodę rozpoczynamy za miejscowością Orkium, wjeżdżając w dolinę otoczoną górami Çika, aby za chwilę rozpocząć serpentynami górską wspinaczkę. Sam szczyt znajduje się na wysokość 1540 m n.p.m, niestety niemożliwy jest wjazd na samą górę drogą asfaltową. Standardowy punkt widokowy znajduje się na wysokości 1100m n.p.m. My jednak jesteśmy uparci i stwierdziliśmy, że na szczyt wjedziemy (oznaczony strzałką). Tyle w ramach informacyjnego wstępu, teraz opowiem naszą historię. Suche informacje możemy wyczytać z Wikipedii, ale dopiero życie pisze barwne scenariusze.

przełęcz Ilogara
Dotarliśmy do miejsca zaznaczonego strzałką. Prowadzi tutaj droga szutrowa

 

Pierwszy raz jechaliśmy przełęczą przerobionym dostawczakiem na campera, był to rok 2011. Miejsce to szczególnie wyryło się w naszej pamięci. Nie dlatego, że widoki za oknem zapierały dech w piersi, ale dlatego, że nasz malutki syneczek, narobił nam kupsko prosto na dywanik w samochodzie 🙂 Dzisiaj po latach śmiejemy się z tego, ale wtedy do śmiechu nam nie było. To są właśnie uroki posiadania potomstwa: kiedy myślisz, że już wszystko przewidziałeś, że jesteś przebiegły jak Chuck Norris i o dzieciach wiesz wszystko, wtedy w najmniej oczekiwanym momencie dziecko ci pokazuje, jak wielkim byłeś głupcem, tak myśląc.

Wspinaliśmy się dzielnie po górskich serpentynach, co chwilę zatrzymując się na kolejne zdjęcia. Miejsce to zrobiło na nas wielkie wrażenie. Od doliny, zielonej, uprawnej, po szczyty gór. Droga wije się wśród lasów piniowych i knajpek, gdzie można odpocząć, zjeść i zatrzymać się na nocleg. Po drodze możemy kupić lokalne miody, zioła oraz 'caj mali’- górską herbatkę. Zawsze niestety przywożę jej za mało. Miody kupione tutaj mają wyjątkowy kolor i smak, w niczym nie przypominają rodzimych polskich miodów.

Caj mali – herbata górska

W Polsce spotykana pod nazwą Gojnik, roślina z gatunku Sideritis. Zyskała dużą popularność w krajach śródziemnomorskich, gdzie można ją bez problemu kupić. W Albanii sprzedawna jest powiązana w pęczkach za kilka leków (waluta albańska). Zaparzamy kilka ususzonych kwiatów. Idealna na jesienno-zimowe przeziębienia, wzmacnia, leczy stany zapalne stawów, dodaje energii i witalności. Najnowsze badania dnoszą, że caj mali, pomaga na zlogi białkowe w mózgu lecząc między innymi chorobę Alzheimera. To taki mały off-topic ziołowy i wracamy do naszej przełęczy.

Pokonaliśmy dzielnie calą przełęcz asfaltową drogą. Podczas jednego z postojów, w oddali na paśmie górskim dostrzegliśmy drogę, która nas mocno niepokoiła. Może nie tyle sama droga, co chęć wjechania nią jeszcze wyżej i wyżej. Camperem z napędem na przednią oś, nie chcieliśmy ryzykować wjazdu i ewentualnego zostania na górze. Co nam oczywiście  nie przeszkodziło w tym, żeby zaryzykować zjazd na szutrową plażę i utknąć tam na dobre. Jeśli chcesz się dowiedzieć o naszej ułańskiej fantazji zapraszam tutaj: plaża Palasa

Szczyt kusił, nie dawał spokoju. Dopiero jak przyjechaliśmy do Albanii naszym terenowym domem na kółkach, mogliśmy spełnić marzenie. Na głównej trasie nie ma żadnych oznaczeń do tej szutrowej drogi. Jadąc tam pierwszy raz, nie wiedzieliśmy, czego możemy się spodziewać i w jakim stanie jest droga. Jechaliśmy zupełnie w ciemno, wioząc w swoim samochodzie przyjaciół, którzy swoim osobowym samochodem nie byli w stanie tam wjechać. Przejazd ten był dla nich takim stresem, że woleli część drogi wejść pieszo. Nigdy nie pokonywali takich wjazdów, więc było to dla nich zupełną nowością. Jedyne czego się obawialiśmy, to mijania się z kimś zmotoryzowanym na tej trasie. Prawdopodobieństwo było minimalne, ale jak to mówią „głupi zawsze ma szczęście”, więc oczywiście taka sytuacja nas spotkała. To się nazywa pozytywna wizualizacja:-) Na samej górze są nadajniki telefonii komórkowej i być może wojskowe i musieliśmy minąć się z samochodem, który prawdopodobnie kontroluje ten teren.

 

Przełęcz Llogara ma po całości piękną asfaltową drogę, lecz odnoga prowadząca na szczyt jest bardzo wąska, szutrowa, usłana gdzieniegdzie dużymi kamieniami. Widoki są cudowne, ale żeby wjechać na sam szczyt, trzeba się trochę namęczyć. Z góry rozpościera się, zapierający dech w piersiach, widok na plażę Palasa. Kiedyś dziką, naturalną, nieskalaną ręką ludzką, a dzisiaj obiekt komercyjny. Z drugiej strony majestatyczne góry, a szczyt Cika widać jak na dłoni.

Byliśmy w tym miejscu dwa razy

Za pierwszym razem pogoda była nieskazitelna, widoczność sto procent, niebo tak niebieskie, światło tak spolaryzowane, że trudno było nam uwierzyć, że ma taki nieziemski kolor błękitu. Rozkoszowaliśmy się miejscem i chwilami, które tam spędziliśmy. Za drugim razem pomimo ładnej pogodny, na szczycie dopadła nas mgła. Biała, gęsta, bujaliśmy się w chmurach naszym domem, dzielnie jadąc, niemalże po omacku, do celu. Mleko, widoczność zerowa. I wtedy zrozumieliśmy jaka pogoda w górach jest zmienna, a byliśmy dopiero na marnych 1500m n.p.m. Masy powietrza mieszały się ze sobą, tworząc wspaniałe zjawisko, pokazujące magię gór. Dwa prądy powietrza stykały się tutaj ze sobą, gorący od morza i zimny od gór. Uchwyciliśmy ten moment na zdjęciach i mogliśmy zarówno cieszyć się słońcem, jak i pławić się w mlecznych mglistych obłokach. Wystarczyło przejść kilkanaście metrów w bok. Cudownie.

 

Idziesz w lewo i masz pełne słońce na granatowym niebie. Idziesz w prawo i wszystko jest we mgle. Niesamowite zjawisko.
Cika
Widok na szczy góry Cika
Plaża Palasa półtora kilometra niżej.

Toyota Albania

 

 

Czy wrócimy na szczyt nad przełęczą Llogara?

 

Z pewnością tak, gdyż jest to darmowa atrakcja, która zapewnia odpowiednią dawkę adrenaliny, oferuje piękne widoki, odrobinę spaceru i kompletnej ciszy. Czego chcieć więcej. Jednak z pewnością trzeba mieć stalowe nerwy, żeby wjechać na szczyt. Raczej nie jest to wjazd dla początkujących: jest na tyle stromo, że z tej góry spada się tylko raz.