Pierwszy raz na wyspie Hvar byliśmy z dwuletnim Filipem, był to rok 2009. Wszystko wtedy było dla nas nowe, nie znaliśmy tego miejsca zupełnie, nie mieliśmy zarezerwowanych noclegów, szukaliśmy w ciemno odpowiedniego miejsca dla siebie. Znaleźliśmy się w miejscowości Vrboska, która była strzałem w dziesiątkę, „mała Wenecja” tak ją zowią. Rzeczywiście były kanały, klimatyczne mostki i tylko to ją z Wenecja łączyło, natomiast było zdecydowanie spokojniej i kameralniej. Dla mnie to był duży plus tego miejsca. Hvar nas zauroczył, zaczarował, wciągnął lawendową siłą i wracaliśmy tam wielokrotnie.
Zatrzymaliśmy się u wspaniałego człowieka (mamy szczęście do ludzi w podróży), który wiódł spokojne życie we Vrbosce: łowił ryby, uprawiał sport. Aktywny człowiek, jednym słowem. Wynajęliśmy u niego malutki pokoik, gdzie wieczorami przychodzili do nas „nieoproszeni goście” bezszelestnie przemierzający ściany pokoju: jaszczureczki piękne i zwinne. W okolicy Vrboski były wspaniałe pomarańczowe skalne półki, które nagrzewały się i oddawały wieczorami cudowne ciepło. Można było również obserwować statki pełne turystów i krzyczące mewy, jedna po drugiej przecinające tafle wody.
W tej część wyspy znajduje się również nudist camp, gdyby ktoś miał ochotę na taki rodzaj odpoczynku, to jest to fajne odludne i spokojne miejsce. Obszar campu jest duży, wiec każdy znajdzie dla siebie jakiś kąt.
Nocą Vrboska wygląda pięknie, tak spokojnie. Jedynie zacumowane łódki kołyszą się miarowo. Jest tutaj również mały port, gdzie można spotkać troszkę większe okazy łodzi.
Druga strona wyspy to moja absolutna faworytka. Tunel w Zavale pokonać musi każdy, kto na wyspie się znalazł. Absolutne must have, ale o tym będzie później, bo na Hvar wracaliśmy wiele razy, a ten pierwszy raz, był jedynie zapoznawczy. Druga strona jest inna, bardziej skalista, gdzie wysokie zbocza kąpią się w morzu, a szutrowe drogi nie raz wprawiały mnie w przerażenie i kończyło się pieszą wędrówką za samochodem. Po latach się przyzwyczaiłam do dróg wymagających trzymania nerwów na wodzy, ale to było pierwsze moje doświadczenie z takimi wysokościami i nie będę ukrywać że strach był wielki.
Chorwacja to również zapachy, specyficzne, które moje zmysły są w stanie przywołać niemal natychmiast. Skojarzenie zapachu z miejscem, nie wiem, czy Wy macie coś takiego? Mój syn Filip zadziwia mnie maksymalnie, jak mówi do mnie „mamo pamiętasz ten zapach? To było tu i tu ” :-). Na Hvarze zapachy morza, sosny pini, rozmarynu, mieszają się z morzem lawendy. Przyjedź tu w czerwcu, a popłyniesz na lawendowym dywanie.